9 dni, a ja... A ja to ja! Czuje, ze wyjeżdżam i sie cieszę! Świat, mimo deszczu stał sie lepszy:) wczoraj było urwanie głowy w muzeum, były śmiechy i dużo uśmiechu w muzeum. Oczywiście z Panem M. Serio. On jest dla mnie jak starszy brat.
A potem napisał do mnie kolega, z którym cieżko jest sie spotkać. Kolega, jak sie okazało, jest sam w domu. No i było mu smutno. Przyjechałam, miałam napić sie herbaty, pogadać i przed 22 wrócić, ale... Burza, jak to burza, zmieniła i pokrzyżowała plany- zostałam na noc. Wypilam 2 kieliszki Martini, uprasowalam mu koszule, on zamówił obiad(kolejny xD). Pogadalismy, było jak za starych dobrych czasów. W zamian za to, rano zrobiłam mu śniadanie. No jak żona - Polka :D
Walizki cały czas nie mam. Ubrania są. Boże, jak ja chce byc już w Szwajcarii! I dziękuje wszystkim za wsparcie! Bardzo Wam dziękuje:*
jedź, jedź i korzystaj z życia!
OdpowiedzUsuń