czwartek, 18 lipca 2013

Co by było, gdyby...

Mój pierwszy tydzień w nowej pracy się skończył... Nie chce zapeszać, ale było fantastycznie. Maluszek jest kochany, szybko dotarliśmy do siebie, nie było płaczów, krzyku, były 3 dni dobrej zabawy. Bardzo fajnie :)
Rodzice też fanstastyczni, bardzo mili i sympatyczni. Mam dobre przeczucia.. :)

Mieszkanie też jest fajne, mam już część mebli. Brakuje mi tylko regału i komody, ale tego poszukam jakoś w sierpniu, obecnie jestem na tzw. budżecie. Nakupowałam rzeczy na przecenie, pozamrażałam je i mam jedzenie na następny tydzień :D

Wczoraj siedziałam w domu, myśląc, co by było, gdybym nie wyjechała 23 miesiące temu... Poszłabym na pedagogikę, po roku byłabym znudzona i zmieniłabym ją na anglistykę, która też by mi nie pasowała, bo znam już angielski. Miałabym nadwagę, bo zajadałabym moje smutki, odtrąciłabym moich przyjaciół, bo nie byłabym najszczęśliwsz. Błądziłabym życiowo. A tak? A tak... Jestem szczęśliwa. Siedzę w moim własnym mieszkaniu, piję herbatę w pokoju z widokiem na góry. Jestem w miejscu, w którym być powinnam. W miejscu, gdzie o 5.30 budzę się szczęśliwa. Spełniłam większość swoich marzeń. Zostało parę... Może one się niedługo spełnią? Może. Ale jak nie... I tak jestem szczęśliwa.

Pamiętajcie, że może być źle. Że coś może nie wychodzić. Ale jak w końcu wyjdzie, to rezultat będzie wspaniały. Marzenia są warte walki!!