Pisze, ze nic się nie dzieje, a dzieje się sporo:P ale od początku. Noc z piątku na sobotę to była Ladies Night- z koleżankami z angielskiego. Zamierzenie było takie- gadu gadu do 2 i spać:) a my co? Gadu gadu do 5.00 i pojechałyśmy do domu. Akurat na pętlę zajechala siedemseta. Co prawda jadąc siedemseta do domu mam 2 kilometry, ale co tam:) gadalysmy o wszystkim, o niczym, puszczalysmy śmieszne piosenki, ogółem- zero zamulania, dużo zabawy i to uczucie- ze wyjeżdżam, i, ze to jedne z ostatnich spotkań. Oczywiście, zorganizuje bye-bye party:) i to by było na tyle... Będę tęsknić!
Sobota, niedziela- spanie i zakupy.
Ale za to wczoraj- muzeum!! Pan M powinien byc na urlopie, czego byłam pewna. A tu się pojawia. Moja mina musiała byc piękna:P ale... Zaprosił mnie na swoją lekcje muzealna. Ja naprawdę się sporo uczę w tym muzeum. I od tych ludzi. Przygladalam się mu i zobaczyłam powołanie do pracy z dziećmi. Chciałabym takie mieć!:)
No i piękny cytat: Pan M: Dzieciaki, kto poza Niemcami zaatakował Polske
Mały chłopiec: Zydzi!
Taki żart historyczny, którego nikt nie zrozumie. Mnie zdziwiło, ze antysemityzm jest zakorzeniony w tak małych dzieciach.
No i wczoraj miałam przedwyjazdowa padają- Umowilam się z Uschi, siedzę na skypie, a tu cicho. Boże, moja paranoja sięgnęła sufitu, chyba. Napisałam grzecznego maila, a potem Uschi mnie przeprasza, mówi, ze nie chciała, dzieci dobrze się bawiły, itp. I przepraszala. I przesłana zdjęcia z chrztu małej:)
Jadę. Wow! Dochodzi to do mnie!:P trzymajcie sia!:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz