W tym momencie mam ochote sie sieknac. Uderzyć. Cokolwiek. Tytuł IDIOTKI ROKU należy do mnie
Wczorajszy dzień był zryty na maksa! Natalia pojechała po coś z muzeum, a co widzi na przystanku? Byłego zabawiajacego sie z najlepsza przyjaciółka. Nie wiedziałam co sie dzieje. Dojechalam, odebrałam to, co miałam odebrać i wrocilam do muzeum. Starałam sie byc w dobrym stanie, uciekać od ludzi. Ale nie. Na pol godziny przed końcem rozkleilam sie. Pan M wchodzi, by dać mi kolorowanki, a ja w płacz. Boże, jakie to żałosne. Za kim ja plakalam? Za osoba, która notorycznie kłamala i zdradzala? Nie. Mielismy miec dzis spotkanie ostatniej szansy. Tak, bylam skora dac mu szanse. Bo caly czas cos do niego czuje. To jest zalosne. Czy może za osoba, która była dla mnie jak młodsza siostra? I która odradzala mi ponowne zejście z byłym? Poczułam sie zdradzona po raz kolejny.
Teraz mam kaca moralnego, ze rozkleilam sie przy Panu M. Czuje sie tak głupio. Muszę go przeprosić. Boże! Czemu przy nim?
A tak poza tym, to czuje sie jak Bridget Jones. Mam ochote włączyć na cały regulator: All by myself i wyc do tej piosenki.
Moi drodzy- tak oto wyglada złamane serce. Nie życzę tego nikomu.
wtorek, 26 lipca 2011
czwartek, 21 lipca 2011
Raindrops. Przygód Natalii ciąg dalszy!
Lubię burze. Ale wtedy, kiedy siedzę w domu i pije gorąca herbatę. I pisze nowe piosenki. Deszcz i burze są dla mnie inspiracja.
Wczoraj, jak to mam w zwyczaju, byłam w muzeum. Matko, jestem uzależniona od tego miejsca. Kocham spędzać tam czas. W żadnym miejscu nie odebrałam tylu pozytywnych boccow. To miejsce jest pełne fantastycznej energii! Jak będę dorosła, to chciałabym tam pracować:)
Wracając do deszczu. Wczoraj okropne burze przeszły nad Polska. Warszawy to nie ominęło! A ja w tym czasie byłam w muzeum. No i co? Miałam wyjść w ten deszcz? Do tego Pan M tam był. No to on zaproponował, bym przeczekała burzę u niego. Ze co? Miałam wybór- trzasc sie ze strachu, bo tak sie boje grzmotow, blyszkawic, czy pójść do niego? Nie chciałam mu robić problemów. Ale jak weszliśmy do jego bloku, to byłam mokra kaczka. Dostałam podkoszulek, herbatę i sweter. I obiad. I miłą rozmowę. O czym? O wszystkim. Życiu, podróżach, pasji, muzyce i glupotach. Serio, o wszystkim. Ale ja i tak sie bałam burzy. To jest śmieszne. Mogę oglądać operacje, wnetrznosci, ale burzy sie boje. Jak już sie uspokoiło, to wróciłam do domu. Cała i zdrowa w męskich ciuchach. Tak, ciekawie wygladalam w spódnicy i meskim t-shircie i swetrze.
Pan M to dobry kolega. Prawie przyjaciel. Boje sie jednej rzeczy- ze sie z nim za mocno zzyje i będę tęsknić. Ale to sie stało, i będę tęsknić. Za całym muzeum, nie za pojedynczymi jednostkami.
Mam dylemat - jeżeli chodzi o wyjazd - co jeżeli tak skupie sie na niemieckim i zapomnę o angielskim. O francuskim to na bank zapomnę xD ale muszę kupić sobie książki do angielsiego i doszkalac sie.
Tyle u mnie. Pisze z muzeum. Trzymajcie sie!!:)
Wczoraj, jak to mam w zwyczaju, byłam w muzeum. Matko, jestem uzależniona od tego miejsca. Kocham spędzać tam czas. W żadnym miejscu nie odebrałam tylu pozytywnych boccow. To miejsce jest pełne fantastycznej energii! Jak będę dorosła, to chciałabym tam pracować:)
Wracając do deszczu. Wczoraj okropne burze przeszły nad Polska. Warszawy to nie ominęło! A ja w tym czasie byłam w muzeum. No i co? Miałam wyjść w ten deszcz? Do tego Pan M tam był. No to on zaproponował, bym przeczekała burzę u niego. Ze co? Miałam wybór- trzasc sie ze strachu, bo tak sie boje grzmotow, blyszkawic, czy pójść do niego? Nie chciałam mu robić problemów. Ale jak weszliśmy do jego bloku, to byłam mokra kaczka. Dostałam podkoszulek, herbatę i sweter. I obiad. I miłą rozmowę. O czym? O wszystkim. Życiu, podróżach, pasji, muzyce i glupotach. Serio, o wszystkim. Ale ja i tak sie bałam burzy. To jest śmieszne. Mogę oglądać operacje, wnetrznosci, ale burzy sie boje. Jak już sie uspokoiło, to wróciłam do domu. Cała i zdrowa w męskich ciuchach. Tak, ciekawie wygladalam w spódnicy i meskim t-shircie i swetrze.
Pan M to dobry kolega. Prawie przyjaciel. Boje sie jednej rzeczy- ze sie z nim za mocno zzyje i będę tęsknić. Ale to sie stało, i będę tęsknić. Za całym muzeum, nie za pojedynczymi jednostkami.
Mam dylemat - jeżeli chodzi o wyjazd - co jeżeli tak skupie sie na niemieckim i zapomnę o angielskim. O francuskim to na bank zapomnę xD ale muszę kupić sobie książki do angielsiego i doszkalac sie.
Tyle u mnie. Pisze z muzeum. Trzymajcie sie!!:)
niedziela, 17 lipca 2011
It's complicated. I like complicated!
Na wstępie podziękowania dla Agaty:) za to, ze pokazała mi, ze mogę spojrzeć na rzeczy, które sie dzieją w około mnie inaczej:)
Do wyjazdu został miesiąc. Miesiąc pakowania walizek, szukania ubrań, rozkminiania. Nawet nie wiecie, ile mam teraz energii, ile szczęścia jest we mnie!:) jestem tak pozytywnie nastawiona, ze o matko! Po kryzysie sprzed miesiąca ani śladu!:)
Poza tym moje fatum postawiło mi na drodze wspaniałych ludzi! Agate, Kinge, Ele, moich wszystkich przyjaciół, którzy są dla mnie wsparciem!:) niedługo to tej grupy dołączy Pan M!:)
Ale od pocztku! Jestem wiedzma, to wiemy. Mimo zerowych planów, ale z przeczuciem, powiedziałam rodzicom, ze wrócę pózniej do domu i poszłam do muzeum. I co sie tam okazalo? Byłam tylko ja i Pan M. Gadalismy sobie o filmach, bo ostatnio cierpię na bezsenność i oglądam filmy do nocy :D i temat zszedł na nowego Pottera. No i on zapytał, czy nie miałabym ochoty pójść do kina. Bez wahania powiedziałam tak:D No i tak oto spędziłam prawie cały dzień z nim. Było bardzo sympatycznie(pozdrawiam moje połączenie Alladyna z Krolem Lwem, z którego smialam sie na caaala Arkadie;D) i miło:) sam Harry Potter- na plus, mógłby byc lepszy:)
Wracając do tematu kina, to własnie Pan M, mimo, ze mieszka na drugim końcu Warszawy to podjechał ze mną kawałek trasy(była 23 i ostatni dzienny do mojej wsi). Jak gentelman:)
Co to mi uświadomiło- by nie patrzeć na facetów w kategorii miłości, ale w przyjaźni. Ja tak patrzę na Pana M- jako na osobę, dzięki której nie mam tego stresu przedwyjazdowego, bo jestem szczesliwa. On jest moim dobrym kolega o tyle...:) Ogółem, to muzeum przynosi mi szczęście:) i ludzie, którzy tam są!:)
Na miesiąc przed wiem jedno- mój bagaż ma ważyć 20 kg. Ale mój uśmiech waży o wiele, wiele wiecej. I to jest mój bagaż. A nie ubrania!:)
Do wyjazdu został miesiąc. Miesiąc pakowania walizek, szukania ubrań, rozkminiania. Nawet nie wiecie, ile mam teraz energii, ile szczęścia jest we mnie!:) jestem tak pozytywnie nastawiona, ze o matko! Po kryzysie sprzed miesiąca ani śladu!:)
Poza tym moje fatum postawiło mi na drodze wspaniałych ludzi! Agate, Kinge, Ele, moich wszystkich przyjaciół, którzy są dla mnie wsparciem!:) niedługo to tej grupy dołączy Pan M!:)
Ale od pocztku! Jestem wiedzma, to wiemy. Mimo zerowych planów, ale z przeczuciem, powiedziałam rodzicom, ze wrócę pózniej do domu i poszłam do muzeum. I co sie tam okazalo? Byłam tylko ja i Pan M. Gadalismy sobie o filmach, bo ostatnio cierpię na bezsenność i oglądam filmy do nocy :D i temat zszedł na nowego Pottera. No i on zapytał, czy nie miałabym ochoty pójść do kina. Bez wahania powiedziałam tak:D No i tak oto spędziłam prawie cały dzień z nim. Było bardzo sympatycznie(pozdrawiam moje połączenie Alladyna z Krolem Lwem, z którego smialam sie na caaala Arkadie;D) i miło:) sam Harry Potter- na plus, mógłby byc lepszy:)
Wracając do tematu kina, to własnie Pan M, mimo, ze mieszka na drugim końcu Warszawy to podjechał ze mną kawałek trasy(była 23 i ostatni dzienny do mojej wsi). Jak gentelman:)
Co to mi uświadomiło- by nie patrzeć na facetów w kategorii miłości, ale w przyjaźni. Ja tak patrzę na Pana M- jako na osobę, dzięki której nie mam tego stresu przedwyjazdowego, bo jestem szczesliwa. On jest moim dobrym kolega o tyle...:) Ogółem, to muzeum przynosi mi szczęście:) i ludzie, którzy tam są!:)
Na miesiąc przed wiem jedno- mój bagaż ma ważyć 20 kg. Ale mój uśmiech waży o wiele, wiele wiecej. I to jest mój bagaż. A nie ubrania!:)
piątek, 15 lipca 2011
Deszcz, śmieszne akcje i ja!:P
Dzisiejszy post sponsoruje ta piosenka: http://www.youtube.com/watch?v=S-TvmCZxc38&feature=topvideos_music nie wiem czemu, po prostu mi się podoba:P
Rano obudziła mnie burza. Lubię zapach po deszczu, ale nie lubię tej wilgoci w powietrzu. Robi mi się duszno. I słabo. Ale od czego jest muzeum, klimatyzatyzacja i herbatka?:D
Muzeum- urwanie głowy. Jeździłam dziś po Warszawie i roznosilam plakaty akcji 'raz, dwa, trzy... Bla, Bla, Bla, kogo to interesuje' po mieście. Jak już wróciłam do muzeum, poszłam na sale. Tam była Natalka, dziecko o niespozytej energii i chęci zabawy z innymi dziećmi. Po chwili pojawiła sie grupa portugalczykow z dziećmi. To my fruuu i do zabawy. Ja nosilam mala na barana, smialam sie etc. I wiecie co? Mimo blokady językowej dziewczynki zrozumiały sie bez problemu- to jest piękne. Dzieci maja taka łatwość, jeżeli chodzi o kontakty z innymi dzieciakami:)
Po dwóch godzinach podchodzi do mnie tata portugalskich dziewczynek. Narodził sie taki oto dialog:
On: Is This little girl(wskazal na Natalke) your daughter?
Ja: No, I'm just working here. If she were my daughter I'd be 12 when I gave birth to her- ogółem byłam w mega szoku
On: Oh, really? She looks like you- oczywiście. Blond włosa córka szatynki po 5 farbowaniach- and as much I could see I'm sure that you will be a great mother
Pan M nabijal sie ze mnie do końca dnia. To będzie hit naszej sekcji!
Coś jeszcze? A, tak! Pozdrawiam pana kontrolera ze 159, do którego to sie usmiechnelam, i nie zostałam skonrolowana!:)
Aaaa! Wczoraj Gadalam na skypie z dziewczynkami. Kocham je!!! <3 dziewoje, najpierw oniesmielone, ale potem, nabijaly sie z moich błędów językowych itp. wrażenie- mega pozytywne! Opowiedzialam im o muzeum, o moich lekcjach spiewu( o, jak sie nagraly, ze beda śpiewały ze mną całe dnie!;)). Pokazalam im mojego psiaka i od razu chciały, bym do nich przyleciała z pieskiem, bo on będzie beze mnie smutny i samotny.
Na końcu zaspiewaly mi piosenkę i Klara nieśmiało zapytała: a przyjedziesz do nas jutro?
I jak tu nie kochać dzieci?:)
Rano obudziła mnie burza. Lubię zapach po deszczu, ale nie lubię tej wilgoci w powietrzu. Robi mi się duszno. I słabo. Ale od czego jest muzeum, klimatyzatyzacja i herbatka?:D
Muzeum- urwanie głowy. Jeździłam dziś po Warszawie i roznosilam plakaty akcji 'raz, dwa, trzy... Bla, Bla, Bla, kogo to interesuje' po mieście. Jak już wróciłam do muzeum, poszłam na sale. Tam była Natalka, dziecko o niespozytej energii i chęci zabawy z innymi dziećmi. Po chwili pojawiła sie grupa portugalczykow z dziećmi. To my fruuu i do zabawy. Ja nosilam mala na barana, smialam sie etc. I wiecie co? Mimo blokady językowej dziewczynki zrozumiały sie bez problemu- to jest piękne. Dzieci maja taka łatwość, jeżeli chodzi o kontakty z innymi dzieciakami:)
Po dwóch godzinach podchodzi do mnie tata portugalskich dziewczynek. Narodził sie taki oto dialog:
On: Is This little girl(wskazal na Natalke) your daughter?
Ja: No, I'm just working here. If she were my daughter I'd be 12 when I gave birth to her- ogółem byłam w mega szoku
On: Oh, really? She looks like you- oczywiście. Blond włosa córka szatynki po 5 farbowaniach- and as much I could see I'm sure that you will be a great mother
Pan M nabijal sie ze mnie do końca dnia. To będzie hit naszej sekcji!
Coś jeszcze? A, tak! Pozdrawiam pana kontrolera ze 159, do którego to sie usmiechnelam, i nie zostałam skonrolowana!:)
Aaaa! Wczoraj Gadalam na skypie z dziewczynkami. Kocham je!!! <3 dziewoje, najpierw oniesmielone, ale potem, nabijaly sie z moich błędów językowych itp. wrażenie- mega pozytywne! Opowiedzialam im o muzeum, o moich lekcjach spiewu( o, jak sie nagraly, ze beda śpiewały ze mną całe dnie!;)). Pokazalam im mojego psiaka i od razu chciały, bym do nich przyleciała z pieskiem, bo on będzie beze mnie smutny i samotny.
Na końcu zaspiewaly mi piosenkę i Klara nieśmiało zapytała: a przyjedziesz do nas jutro?
I jak tu nie kochać dzieci?:)
wtorek, 12 lipca 2011
Przedwyjazdowa padaka!
Pisze, ze nic się nie dzieje, a dzieje się sporo:P ale od początku. Noc z piątku na sobotę to była Ladies Night- z koleżankami z angielskiego. Zamierzenie było takie- gadu gadu do 2 i spać:) a my co? Gadu gadu do 5.00 i pojechałyśmy do domu. Akurat na pętlę zajechala siedemseta. Co prawda jadąc siedemseta do domu mam 2 kilometry, ale co tam:) gadalysmy o wszystkim, o niczym, puszczalysmy śmieszne piosenki, ogółem- zero zamulania, dużo zabawy i to uczucie- ze wyjeżdżam, i, ze to jedne z ostatnich spotkań. Oczywiście, zorganizuje bye-bye party:) i to by było na tyle... Będę tęsknić!
Sobota, niedziela- spanie i zakupy.
Ale za to wczoraj- muzeum!! Pan M powinien byc na urlopie, czego byłam pewna. A tu się pojawia. Moja mina musiała byc piękna:P ale... Zaprosił mnie na swoją lekcje muzealna. Ja naprawdę się sporo uczę w tym muzeum. I od tych ludzi. Przygladalam się mu i zobaczyłam powołanie do pracy z dziećmi. Chciałabym takie mieć!:)
No i piękny cytat: Pan M: Dzieciaki, kto poza Niemcami zaatakował Polske
Mały chłopiec: Zydzi!
Taki żart historyczny, którego nikt nie zrozumie. Mnie zdziwiło, ze antysemityzm jest zakorzeniony w tak małych dzieciach.
No i wczoraj miałam przedwyjazdowa padają- Umowilam się z Uschi, siedzę na skypie, a tu cicho. Boże, moja paranoja sięgnęła sufitu, chyba. Napisałam grzecznego maila, a potem Uschi mnie przeprasza, mówi, ze nie chciała, dzieci dobrze się bawiły, itp. I przepraszala. I przesłana zdjęcia z chrztu małej:)
Jadę. Wow! Dochodzi to do mnie!:P trzymajcie sia!:)
Sobota, niedziela- spanie i zakupy.
Ale za to wczoraj- muzeum!! Pan M powinien byc na urlopie, czego byłam pewna. A tu się pojawia. Moja mina musiała byc piękna:P ale... Zaprosił mnie na swoją lekcje muzealna. Ja naprawdę się sporo uczę w tym muzeum. I od tych ludzi. Przygladalam się mu i zobaczyłam powołanie do pracy z dziećmi. Chciałabym takie mieć!:)
No i piękny cytat: Pan M: Dzieciaki, kto poza Niemcami zaatakował Polske
Mały chłopiec: Zydzi!
Taki żart historyczny, którego nikt nie zrozumie. Mnie zdziwiło, ze antysemityzm jest zakorzeniony w tak małych dzieciach.
No i wczoraj miałam przedwyjazdowa padają- Umowilam się z Uschi, siedzę na skypie, a tu cicho. Boże, moja paranoja sięgnęła sufitu, chyba. Napisałam grzecznego maila, a potem Uschi mnie przeprasza, mówi, ze nie chciała, dzieci dobrze się bawiły, itp. I przepraszala. I przesłana zdjęcia z chrztu małej:)
Jadę. Wow! Dochodzi to do mnie!:P trzymajcie sia!:)
niedziela, 10 lipca 2011
Incomplete.
Kolejny dzień mija. Pogoda jest okropna- deszcz pada, ale w sercu radość- przyjaciółka dostała się na SGH, jej chłopak na Automatyke, Robotyke i Mechatronike- wydział wspólny na Politechnice. No i mój brat dostał się na inżynierię środowiskowa, wiec tez nieźle:)
Co do wyjazdu- zostało 38 dni, jestem po mega wielkich zakupach z mama. Kupiłam sobie dzwony, śliczny sweterek, t-shirty(sztuk 4). Przede mną jeszcze zakupenie jakieś ładnej tuniki.
To tyle, trzymajcie się;)
Co do wyjazdu- zostało 38 dni, jestem po mega wielkich zakupach z mama. Kupiłam sobie dzwony, śliczny sweterek, t-shirty(sztuk 4). Przede mną jeszcze zakupenie jakieś ładnej tuniki.
To tyle, trzymajcie się;)
czwartek, 7 lipca 2011
secret.
Kolejny dzień pod znakiem muzeum. Boże, jak ja sobie naładowałam akumulatory dziś. Tak, że do końca dnia jestem pełna energii.
Co do facetów... Matko... Jestem Natalia, niewyględna 18-latka z Warszawy. Dziś siedziałam w autobusie, skrobałam coś w zeszycie, po angielsku. Ktoś się do mnie dosiadł i zaczął do mnie po angielsku: oh, jak dobrze, że spotykam rodaczkę z Anglii. I weź tłumacz przez 20 minut, że jesteś polką i masz taką dziwną manię. Tylko mi może się coś takiego zdarzyć.
Pan M jest na urlopie. Juhu? Zdecydowanie tak. Niech sobie wypocznie.
A jutro babski terapeutyczny wieczór. Jak będę rano w dobrym stanie, to będzie cud:D
Co do facetów... Matko... Jestem Natalia, niewyględna 18-latka z Warszawy. Dziś siedziałam w autobusie, skrobałam coś w zeszycie, po angielsku. Ktoś się do mnie dosiadł i zaczął do mnie po angielsku: oh, jak dobrze, że spotykam rodaczkę z Anglii. I weź tłumacz przez 20 minut, że jesteś polką i masz taką dziwną manię. Tylko mi może się coś takiego zdarzyć.
Pan M jest na urlopie. Juhu? Zdecydowanie tak. Niech sobie wypocznie.
A jutro babski terapeutyczny wieczór. Jak będę rano w dobrym stanie, to będzie cud:D
środa, 6 lipca 2011
:)
Szczęście mnie nie opuszcza. Kinga jedzie do Szwajcarii, będzie 35 km ode mnie. Faceci narazie przystopowali, a ja skonczyłam kursy na przewodnika po MPW. a dziś lub jutro pogadam na skypie z hostka i dzieciakami. Odwiozłam dziś Sonie z au pair'owskiego forum na lotnisko(prawie). no i padam. Ale i tak jestem szczęśliwa!:)
niedziela, 3 lipca 2011
Dzien pod znakiem deszczu i kawy z żołędzi:P
Co dzien dostajemy od losu inna szansę. Nie widzimy i nie doceniamy ich. Ja powoli zaczynam dostrzegać. I zaczynam to czuć. Każdy dzien to nowa szansa dla nas. Życie jest kruche...
Czemu mam takie rozkminy? Nie wiem. Wczoraj, jadąc na rowerze wyjechałam na cmentarz. Na tym cmentarzu jest pochowana moja bardzo dobra kolezanka. To było prawie 3 lata temu, 15 sierpnia. Umówiliśmy sie na ten dzien: ja, ona, moj przyjaciel. I tego dnia, wracając ze spaceru spotkałam kolegę. Usłyszałam: Marysia nie żyje. Osunelam sie na ziemie. I zrozumiałam jedno: Marysia jest przy mnie. I zawsze bedzie. I zawsze, jak mam mega dola myśle o niej. Ona nigdy sie nie poddała, walczyła z choroba. Przegrała, ale ta chęć zycia, która była w niej... Od niedawna jest we mnie. Bo ona od zawsze wiedziala, czego chce. Ja teraz wiem. I będę realizowała jej dzieło.
Po tym, jakże patetycznym przemówieniu pora na codzienność: muzeum. Od jutra zaczynam kurs na przewodnika po muzeum. Co oznacza, ze mówię dydaktycznej papa na 3 dni. Ale dzisiejszy dzien zaliczam do udanych:) zwłaszcza kawę 'żołędziówke'. Jak nazwa wskazuje- kawa z zoledzi:P pyszna! Gorzka, z ciekawym smakiem. A do tego wafle ryzowe. Pan M mi ja zrobił, bo widział, ze zasypiam. Kazał mi zrobić sobie przerwę. Ogółem dba o mnie, Hihi:P tłum był spory, gadalam z panem M przez każda wolna chwile:) to daje kopa do pracy!
Moi drodzy, zostałam dzis nazwana przykładem szczęśliwej osoby. Bo mój uśmiech sprawił, ze ktoś sie uśmiechał. A przyjaciółka powiedziała, ze robię cos dla siebie.
Moi drodzy: walczcie o marzenia!:)
Czemu mam takie rozkminy? Nie wiem. Wczoraj, jadąc na rowerze wyjechałam na cmentarz. Na tym cmentarzu jest pochowana moja bardzo dobra kolezanka. To było prawie 3 lata temu, 15 sierpnia. Umówiliśmy sie na ten dzien: ja, ona, moj przyjaciel. I tego dnia, wracając ze spaceru spotkałam kolegę. Usłyszałam: Marysia nie żyje. Osunelam sie na ziemie. I zrozumiałam jedno: Marysia jest przy mnie. I zawsze bedzie. I zawsze, jak mam mega dola myśle o niej. Ona nigdy sie nie poddała, walczyła z choroba. Przegrała, ale ta chęć zycia, która była w niej... Od niedawna jest we mnie. Bo ona od zawsze wiedziala, czego chce. Ja teraz wiem. I będę realizowała jej dzieło.
Po tym, jakże patetycznym przemówieniu pora na codzienność: muzeum. Od jutra zaczynam kurs na przewodnika po muzeum. Co oznacza, ze mówię dydaktycznej papa na 3 dni. Ale dzisiejszy dzien zaliczam do udanych:) zwłaszcza kawę 'żołędziówke'. Jak nazwa wskazuje- kawa z zoledzi:P pyszna! Gorzka, z ciekawym smakiem. A do tego wafle ryzowe. Pan M mi ja zrobił, bo widział, ze zasypiam. Kazał mi zrobić sobie przerwę. Ogółem dba o mnie, Hihi:P tłum był spory, gadalam z panem M przez każda wolna chwile:) to daje kopa do pracy!
Moi drodzy, zostałam dzis nazwana przykładem szczęśliwej osoby. Bo mój uśmiech sprawił, ze ktoś sie uśmiechał. A przyjaciółka powiedziała, ze robię cos dla siebie.
Moi drodzy: walczcie o marzenia!:)
piątek, 1 lipca 2011
Ślad szczęścia
Jestem szczesliwa. Zdałam mature, ale oblalam prawko. Ale czy to ważne? Spróbuje raz i kolejny. Od tego jest życie- by próbować:) zwalilam wos, ale to nie problem- kupuje repetytorium i jadę do Szwajcarii i Ucze sie wieczorami!:)
Czemu jestem szczesliwa? Bo pracuje w muzeum. Wolontariat to najlepsza rzecz, jaka mi sie przytrafila w życiu. Czuje, ze pracuje z ludźmi, którzy maja taka sama pasje, jak ja. Czuje sie właściwym człowiekiem, na wlasciwym miejscu. Spełniam sie. Bo to wlasnie moj kierunek!! Tak. Chce pracować z dziecmi. Być pedagogiem. Dlatego za rok poprawie wos i pójdę na pedagogikę!!
Moj życiowy cel- być cholernie szczesliwa- sie spełnia. I to bez żadnego faceta. Będę szczesliwa mimo tego, ze w Zurychu nie bedzie najłatwiej!
Czemu jestem szczesliwa? Bo pracuje w muzeum. Wolontariat to najlepsza rzecz, jaka mi sie przytrafila w życiu. Czuje, ze pracuje z ludźmi, którzy maja taka sama pasje, jak ja. Czuje sie właściwym człowiekiem, na wlasciwym miejscu. Spełniam sie. Bo to wlasnie moj kierunek!! Tak. Chce pracować z dziecmi. Być pedagogiem. Dlatego za rok poprawie wos i pójdę na pedagogikę!!
Moj życiowy cel- być cholernie szczesliwa- sie spełnia. I to bez żadnego faceta. Będę szczesliwa mimo tego, ze w Zurychu nie bedzie najłatwiej!
Subskrybuj:
Posty (Atom)