Uffffff... Nadrobilam zaległości!:) ale komputer nie współpracuje i zdjęć nie ma:( ale opisze cały wyjazd!:)
Wraz z Kamila wyjechałyśmy pociągiem Neptun z Warszawy Wschodniej. Była to 4.55. Obie niewyspane, z ciężkimi torbami/walizkami. Podróż minęła szybko, w pociagu było mało ludzi i było cicho. Pomijając nasze ataki śmiechu:)
Wcześniej o 15 minut dojechalysmy do Gdyni. I zdążyłyśmy na wcześniejsze interregio i o 12.30 byłyśmy w Czarnym Mlynie:-) i o 13.15 ruszylysmy nad morze.
Mimo tego, ze wszystkie wakacje tam spedzalam, znam las na pamięć, to pomyliłam drogę i pierwszego dnia przeszłyśmy ponad 14 km^^ myślałam, ze Kamila mnie zabije. Ale nie. Podobało jej sie:) w nocy gadalysmy do pierwszej:)
Kolejne dni mijaly leniwie. Morze, plaża, spacery. No i Czlowiek-Widmo. Maciej. Moja miłość z czasów dzieciństwa. Jak miałam 8 lat, on miał 15. Zawsze był dobry z matematyki(a ja słaba), nauczył mnie miłości do fizyki, był metalem. Kiedy miałam 11 lat przestałam tam jeździć. No i powstał mit Macieja: zdolnego młodzieńca, który mimo tego, ze był ze wsi pokonał slabosci, skonczyl przyszlosciowy kierunek- fizyka, w ramach pracy podróżuje po świecie.
Rok temu był jeden dzien, ale ja niewiele pamietalam(zobaczyłam go, ale byłam po imprezie, wiec nie pamietalam). A w tym roku... Był piątek, wieczorem. Musiałam pójść do kuchni, która mieści sie w domu właścicieli. Schodząc z pietra zobaczyłam czerwonego Peugota. Jezu, jaka byłam szczęśliwa! Usłyszałam jego głos, gadal z kimś przez telefon... Rozumiecie, jaka byłam podekscytowana?? Następnego dnia nie wysciubil nosa z pokoju. Nastała niedziela. Kamila przez ostatnie dwa dni nasłuchała się pieśni pochwalnych od właścicieli(i ode mnie). Sluchajcie. Niedziela, siedzimy w kuchni przy grzancu(herbaciana pychota, polecam!) i zobaczyliśmy go! Pamietalam go jako wysokiego, ciemnego blondyna, który słuchał rocka, był dość chudy.
A pojawił sie średnio-wysoki mężczyzna w dziewiątym miesiącu ciąży z piwem. Mein Gott! Co ja tam przeżyłam! Wyglądało to tak:
Wchodzi on, mówi: O, cześć Natalia!
Ja(wg. Kamili powinnam dostać Oscara za tę rolę): Maciek! Kope lat!- nie było widać po mnie zawodu, który przeżyłam.
On, do Kamili: A my to sie nie znamy... Maciej
Kamila(widać było, ze jej w mózgu parowało): Eeee... Kamila?
On zagaił coś o maturach, a my cos tam odpowiadałyśmy, ale w pokoju był atak śmiechu i żałości. Byłam zawiedziona, bo nie odzywał sie do nas.
Wtedy zaczęły mnie dreczyc koszmary. Bałam sie spac, w nocy wychodziłam na trawnik i lezalam... I lezalam, wpatrywalam sie w gwiazdy. Nie wiem, co sie ze mna działo, ale nie było to normalne: co noc chciało mi sie ryczec. Czy jest wsród czytelników terapeuta, który wyjawi mi, o co chodzi mojej podświadomości? Bo ja nie wiem.
I kiedy we wtorek pojechałyśmy z Kamila po Krysie, w Gdyni znalazłam broszure UG. I zaczęłam myśleć. Pedagogika i terapia wczesnoszkolna. Tak. To jest to. Mogę pomagać dzieciom z problemami. Oraz krajoznawstwo i turystykę historyczna. Kurcze. To może być ciekawe.
I kolejny tydzień to były plażowe rozkminy. Gapilam sie w morze i myślałam. Ja, dusza towarzystwa, nagle nie mogłam sie odezwać i myślałam. Myślałam. I plan: studia-miesiąc- powrót zaczął stawać sie realny. Nie wiem... Chce wyc. Amen.
Ostatniego dnia, w poniedziałek Czlowiek Widmo sie pojawił. Uśmiechał sie i zaproponował, ze nas zawiezie do interregio. Luz. Tylko w czasie jazdy zagadywal tylko do mnie. I tyle. Dziewczyny mówiły, ze cos jest na rzeczy. Ale ja tego nie chce. Nic nie chce. Chce tylko być szczęśliwa.
Gotowalysmy same. Powinnismy dosta laur złotego klienta w Lidlu xD serio, takie zakupy, jakie tam robilysmy... Pełen wózek. I tak co dwa dni. Ale okazało sie, ze pomimo mojego balaganiarstwa mogę być niezła panią domu. Ale Kamila byłaby lepszą. Hihi, mojemu mężowi wyroslby meeega brzuch. Jak u przyszłego męża Kamili :P lubię gotowac^^
Czekamy do 30 czerwca. Wtedy sie wszystko wyjaśni. Jak sie uda, to wgram zdjęcia pózniej.
jako przyszły psycholog, mogę Ci powiedzieć, że nie wiem, czemu leżałaś na trawniku, aczkolwiek przypuszczam, że dopadły Cię przedwyjazdowe rozmyślenia na temat tego, czy podołasz zadaniu... :P
OdpowiedzUsuńto nie była żadna oświecająca myśl :P
poza tym, żeby byc szczęśliwym, trzeba ryzykować! ...
no dobra, glupie to.
widzę, że wyjazd był udany i odnalazłaś trochę sensu w życiu :P
Tak jest po każdej wyprawie nad morze. Rok temu postanowiłam, ze nie pójdę na studia^^
OdpowiedzUsuńSek w tym, ze jestem uczulona na trawę. I ze gapilam sie w gwiazdy, co uważam za żałosne. Ale sama nie wiem, co mam robić.
ciesze się, że jednak pomyślalaś o studiach i nie jest za późno :) ja miałam milion planów awaryjnych w razie nie zdania matur lub zdania i nie dostania się na studia. Zdałam, dostałam się, podoba mi się, ale marzenia zostają... trudno! powodzenia!
OdpowiedzUsuńwg mnie nawet rok za granica nie zamyka Ci drogi na studia, a wrecz lepiej Cie do nich przzygotowuje. wiecej doswiadczen zyciowych masz za soba, lepsze umiejetnosci zyciowe, wiesz, ze poradzisz sobie w kazdej sytuacji. i w tym momencie nic tylko studia im Ausland. Holandia?: )
OdpowiedzUsuńhej Nathalie, a możesz mi powiedzieć jak poszukałaś sobie rodzinki w Szwajcarii i ile kieszonkowego będziesz dostawać, bo to jest właśnie mój plan awaryjny... - Szwajcaria! :):P
OdpowiedzUsuńchoć mam nadzieję, że do tego nie dojdzie...
ok Nathalie, dzięki, a ile będziesz u nich dostawać kieszonkowego? bo czytałam, że w Szwajcarii, dość dużo się dostaje jak na Europę, poza tym, ile dzieci tam masz? a podpisywałaś jakąś umowę?
OdpowiedzUsuń