wtorek, 14 czerwca 2011

Wakacje, rozkminy, bezsenność i łzy.

Uffffff... Nadrobilam zaległości!:) ale komputer nie współpracuje i zdjęć nie ma:( ale opisze cały wyjazd!:)
Wraz z Kamila wyjechałyśmy pociągiem Neptun z Warszawy Wschodniej. Była to 4.55. Obie niewyspane, z ciężkimi torbami/walizkami. Podróż minęła szybko, w pociagu było mało ludzi i było cicho. Pomijając nasze ataki śmiechu:) 
Wcześniej o 15 minut dojechalysmy do Gdyni. I zdążyłyśmy na wcześniejsze interregio i o 12.30 byłyśmy w Czarnym Mlynie:-) i o 13.15 ruszylysmy nad morze. 
Mimo tego, ze wszystkie wakacje tam spedzalam, znam las na pamięć, to pomyliłam drogę i pierwszego dnia przeszłyśmy ponad 14 km^^ myślałam, ze Kamila mnie zabije. Ale nie. Podobało jej sie:) w nocy gadalysmy do pierwszej:)
Kolejne dni mijaly leniwie. Morze, plaża, spacery. No i Czlowiek-Widmo. Maciej. Moja miłość z czasów dzieciństwa. Jak miałam 8 lat, on miał 15. Zawsze był dobry z matematyki(a ja słaba), nauczył mnie miłości do fizyki, był metalem. Kiedy miałam 11 lat przestałam tam jeździć. No i powstał mit Macieja: zdolnego młodzieńca, który mimo tego, ze był ze wsi pokonał slabosci, skonczyl przyszlosciowy kierunek- fizyka, w ramach pracy podróżuje po świecie.
Rok temu był jeden dzien, ale ja niewiele pamietalam(zobaczyłam go, ale byłam po imprezie, wiec nie pamietalam). A w tym roku... Był piątek, wieczorem. Musiałam pójść do kuchni, która mieści sie w domu właścicieli. Schodząc z pietra zobaczyłam czerwonego Peugota. Jezu, jaka byłam szczęśliwa! Usłyszałam jego głos, gadal z kimś przez telefon... Rozumiecie, jaka byłam podekscytowana?? Następnego dnia nie wysciubil nosa z pokoju. Nastała niedziela. Kamila przez ostatnie dwa dni nasłuchała się pieśni pochwalnych od właścicieli(i ode mnie). Sluchajcie. Niedziela, siedzimy w kuchni przy grzancu(herbaciana pychota, polecam!) i zobaczyliśmy go! Pamietalam go jako wysokiego, ciemnego blondyna, który słuchał rocka, był dość chudy. 
A pojawił sie średnio-wysoki mężczyzna w dziewiątym miesiącu ciąży z piwem. Mein Gott! Co ja tam przeżyłam! Wyglądało to tak:
Wchodzi on, mówi: O, cześć Natalia!
Ja(wg. Kamili powinnam dostać Oscara za tę rolę): Maciek! Kope lat!- nie było widać po mnie zawodu, który przeżyłam.
On, do Kamili: A my to sie nie znamy... Maciej
Kamila(widać było, ze jej w mózgu parowało): Eeee... Kamila?
On zagaił coś o maturach, a my cos tam odpowiadałyśmy, ale w pokoju był atak śmiechu i żałości. Byłam zawiedziona, bo nie odzywał sie do nas. 
Wtedy zaczęły mnie dreczyc koszmary. Bałam sie spac, w nocy wychodziłam na trawnik i lezalam... I lezalam, wpatrywalam sie w gwiazdy. Nie wiem, co sie ze mna działo, ale nie było to normalne: co noc chciało mi sie ryczec. Czy jest wsród czytelników terapeuta, który wyjawi mi, o co chodzi mojej podświadomości? Bo ja nie wiem.
I kiedy we wtorek pojechałyśmy z Kamila po Krysie, w Gdyni znalazłam broszure UG. I zaczęłam myśleć. Pedagogika i terapia wczesnoszkolna. Tak. To jest to. Mogę pomagać dzieciom z problemami. Oraz krajoznawstwo i turystykę historyczna. Kurcze. To może być ciekawe.
I kolejny tydzień to były plażowe rozkminy. Gapilam sie w morze i myślałam. Ja, dusza towarzystwa, nagle nie mogłam sie odezwać i myślałam. Myślałam. I plan: studia-miesiąc- powrót zaczął stawać sie realny. Nie wiem... Chce wyc. Amen.
Ostatniego dnia, w poniedziałek Czlowiek Widmo sie pojawił. Uśmiechał sie i zaproponował, ze nas zawiezie do interregio. Luz. Tylko w czasie jazdy zagadywal tylko do mnie. I tyle. Dziewczyny mówiły, ze cos jest na rzeczy. Ale ja tego nie chce. Nic nie chce. Chce tylko być szczęśliwa.
Gotowalysmy same. Powinnismy dosta laur złotego klienta w Lidlu xD serio, takie zakupy, jakie tam robilysmy... Pełen wózek. I tak co dwa dni. Ale okazało sie, ze pomimo mojego balaganiarstwa mogę być niezła panią domu. Ale Kamila byłaby lepszą. Hihi, mojemu mężowi wyroslby meeega brzuch. Jak u przyszłego męża Kamili :P lubię gotowac^^
Czekamy do 30 czerwca. Wtedy sie wszystko wyjaśni. Jak sie uda, to wgram zdjęcia pózniej. 

6 komentarzy:

  1. jako przyszły psycholog, mogę Ci powiedzieć, że nie wiem, czemu leżałaś na trawniku, aczkolwiek przypuszczam, że dopadły Cię przedwyjazdowe rozmyślenia na temat tego, czy podołasz zadaniu... :P
    to nie była żadna oświecająca myśl :P
    poza tym, żeby byc szczęśliwym, trzeba ryzykować! ...
    no dobra, glupie to.
    widzę, że wyjazd był udany i odnalazłaś trochę sensu w życiu :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jest po każdej wyprawie nad morze. Rok temu postanowiłam, ze nie pójdę na studia^^
    Sek w tym, ze jestem uczulona na trawę. I ze gapilam sie w gwiazdy, co uważam za żałosne. Ale sama nie wiem, co mam robić.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciesze się, że jednak pomyślalaś o studiach i nie jest za późno :) ja miałam milion planów awaryjnych w razie nie zdania matur lub zdania i nie dostania się na studia. Zdałam, dostałam się, podoba mi się, ale marzenia zostają... trudno! powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. wg mnie nawet rok za granica nie zamyka Ci drogi na studia, a wrecz lepiej Cie do nich przzygotowuje. wiecej doswiadczen zyciowych masz za soba, lepsze umiejetnosci zyciowe, wiesz, ze poradzisz sobie w kazdej sytuacji. i w tym momencie nic tylko studia im Ausland. Holandia?: )

    OdpowiedzUsuń
  5. hej Nathalie, a możesz mi powiedzieć jak poszukałaś sobie rodzinki w Szwajcarii i ile kieszonkowego będziesz dostawać, bo to jest właśnie mój plan awaryjny... - Szwajcaria! :):P
    choć mam nadzieję, że do tego nie dojdzie...

    OdpowiedzUsuń
  6. ok Nathalie, dzięki, a ile będziesz u nich dostawać kieszonkowego? bo czytałam, że w Szwajcarii, dość dużo się dostaje jak na Europę, poza tym, ile dzieci tam masz? a podpisywałaś jakąś umowę?

    OdpowiedzUsuń