Piątek. Jak to miałam w zwyczaju, próbowałam sie nie spoznic na ostatni autobus do domu. Udało sie. Pól trasy przejechalam sama myśląc. Znam Warszawe jak własna kieszeń. Odkryłam w niej chyba wszystko. Milosc, przyjaźń, zawody miłosne, Odkryłam kim jestem. Ale to bycie samo w sobie mur znudziło. Spacerujac po placu Konstytucji, czując ten wiosenny deszcz, czułam, ze nic nie bedzie takie samo. Już wyjeżdżam. To pewne. Wow. Po sierpniu nie spotkam już tego fizyka z ktorym zawsze gadam w autobusie o 23.11. Już nie bedzie tej dziewczyny, co czyta straszne mądre gazety, których nie rozumiem. Dociera to do mnie, ze w końcu nie ucieklam. Ze podjęłam właściwa dla mnie decyzje. Nie boje sie. Pokonalam ta magiczna granice. Jestem z siebie dumna.
Pan Fizyk wreszcie przedstawił mi swoją zone^^ nie wiem l, ale lepiej dogadujemy sie ze starszymi od mnie. Nie należę do typowej subkultury nastolatków i dobrze mi z tym. Ogółem jest mi coraz lepiej za sobą sama. To chyba akceptacja!
fajosko ;)
OdpowiedzUsuń